Poranne
promienie słoneczne padały na plecy pewnej nowicjuszki, kierującej się ścieżką
w stronę uniwersyteckiego gmachu. Sonea zawsze wstawała o bardzo wczesnej
porze, ale ostatnio przechodziła samą siebie. Do rezydencji wracała późnym
wieczorem, opuszczając ją świtem, dnia następnego. Szybkim krokiem przemierzała
ścieżkę, przyciskając do piersi swój kuferek z przedmiotami potrzebnymi do
zajęć. Mimo że do lekcji zostały jeszcze dwie godziny, obiecała Mistrzyni Tya,
iż pomoże jej w rozpakowaniu nowej dostawy ksiąg. Bardzo lubiła przebywać w towarzystwie
bibliotekarki i najwyraźniej było to uczucie odwzajemnione. Potrafiła
przesiadywać z nią całymi godzinami, zupełnie się w tym zatracając i
zapominając o otaczającym ją świecie. Kobieta ceniła sobie pomoc Sonei, tym
bardziej, że była ona podopieczną Wielkiego Mistrza. Najwyraźniej Jullen nie
był zadowolony z ciągłej obecności dziewczyny w Bibliotece Magów, ale
prawdopodobnie niechęć ta spowodowana była zazdrością.
Weszła do
budynku i opuściła tarczę ochronną, którą nałożyła w drodze. Nie obawiała
się jednak szyderstw ze strony Regina i jego popleczników. Nie po tym, jak
poniżyła go przed niemalże całą Gildią podczas walki. Niemniej jednak robiła to
czysto instynktownie. Mistrz Yikmo byłby z niej dumny. W końcu przekroczyła
próg biblioteki, zwracając tym samym na siebie uwagę przebywającej tam kobiety.
Uśmiechnęła się na widok Nowicjuszki.
- Myślałam,
że już nie przyjdziesz. – Powiedziała ciepłym głosem, spoglądając przyjaźnie na
wyraźnie zmęczoną Soneę. Sine cienie pod jej oczami również o niczym dobrym nie
świadczyły. – Jesteś wykończona.
-
Przepraszam, Mistrzyni. – Odpowiedziała pośpiesznie, uprzednio kłaniając się
Tya. Westchnęła cicho pod nosem, szukając dobrej wymówki na swoje spóźnienie.
Niby przychodziła tutaj z własnej woli, ale dziewczyna była osobą honorową i
zawsze danego słowa dotrzymywała. Z tego też powodu, nie lubiła się spóźniać. –
Wczoraj do późnej nocy uczyłam się na egzamin z alchemii. Dzisiaj natomiast nie
mogłam przez to wstać. – Usprawiedliwiła się, odkładając kuferek z przedmiotami
na stolik obok. Zaraz też, żeby nie tracić czasu, zabrała się za wypakowywanie
ksiąg i układanie ich na regałach.
Nadal jednak
czuła na sobie uważny wzrok kobiety. Przerwała więc na moment swoją pracę i
posłała jej nieco zdziwione spojrzenie.
- Masz
szczęście, będąc nowicjuszką Wielkiego Mistrza. Jak mniemam jest to jednak dla
Ciebie duża odpowiedzialność, skoro wszyscy wymagają byś miała jak najlepsze
oceny. Na pewno nie jest Ci łatwo, a to są tego dowody – Tya mówiła wolno,
dokładnie wymawiając każde słowo. Na koniec wskazała na podkrążone oczy Sonei,
a twarz Mistrzyni przybrała zatroskany wyraz. – Mistrz Sarrin daje Ci pewnie
nieźle w kość, ale to nie powód, by zarywać noc. – Ciągnęła dalej swój monolog
i mimo że dziewczyna nie chciała już tego słuchać, nieuprzejmym byłoby jej
przerywać. – Domyślam się, że słyszysz to pewnie codziennie i nie jesteś z tego
zadowolona. Ale my się po prostu martwimy, Soneo.
Znowu to samo, przeszło brunetce przez myśl i z
dezaprobatą pokiwała głową. Całe szczęście Tya tego nie zauważyła, bo w
przeciwnym razie byłoby to wielce nieuprzejme ze strony młodej dziewczyny. Do
Magów powinna się odnosić z szacunkiem. Obie powróciły teraz do układania coraz
to nowych woluminów. W całkowitej ciszy. I tak, na spokojnej pracy minęły dwie
godziny. Gdy nadszedł czas aby Sonea poszła na zajęcia, pożegnała się z Tya i
opuściła bibliotekę. Do uszu jej doszedł odgłos gongu, oznajmiający rozpoczęcie
zajęć, toteż musiała się pośpieszyć.
***
Rothen siedział
w swoim apartamencie, w spokoju popijając sumi. Pomimo że niebawem zaczną się
zajęcia, jemu nie chciało się podnieść z fotela. Ciekawe co u Sonei. Słyszałem, że przez wieczorne zajęcia jest
kompletnie wykończona i przysypia na lekcjach. Przeszło mu przez myśl i
zaraz westchnął smutno pod nosem. Naprawdę martwił się o swoją byłą
podopieczną, która musiała przebywać pod jednym dachem z tym potworem. O tak,
nie miał już szacunku do Wielkiego Mistrza, odkąd dowiedział się, że praktykuje
czarną magię. Może i byłby w stanie przymknąć na to oko, ale wzięcie Sonei jako
zakładnika, wszystko przesądziło. W końcu jednak wstał i ruszył ku drzwiom,
mijając się w nich z Tanią. Wysilił się przy tym na blady uśmiech. Nie chciał,
by i ona miała powody do trosk.
Odziany w
fiolet mag kroczył z wolna uniwersyteckim korytarzem, co rusz kiwając głową, w
ramach powitania innych jemu podobnych. Było już kilka minut po gongu, ale nowicjusze
zapewne nie będą mieli mu za złe, jeśli odrobinę się spóźni. W pewnej chwili
ujrzał pewną, dobrze znaną mu postać.
Dziewczyna,
przybrana w brązową szatę pośpiesznym krokiem przeciskała się pomiędzy
studentami, z przyciśniętym do piersi kuferkiem. Na jej rękawie widniał inkal
Wielkiego Mistrza. Sonea. Widok ten
przypomniał mężczyźnie o stracie swojej nowicjuszki i przyprawiło go to o
przygnębienie. Nie zauważył nawet, kiedy stanął przy ścianie i zaczął
przyglądać się Sonei niemalże wbiegającej do sali lekcyjnej. Powinienem coś zrobić, żeby w końcu uwolnić
ją od Akkarina. Pomyślał, ale w tym samym momencie uświadomił sobie coś
bardzo ważnego. Przecież nie mogę nic
zrobić. Jeśli komukolwiek bym powiedział o tych okropnych praktykach Wielkiego
Mistrza, mógłby skrzywdzić Soneę. Jęknął bezgłośnie i ponownie zaczął
kierować w dobrze sobie znanym kierunku, kiedy coś go zatrzymało.
~ Rothen!
~ Dorrien?
~ Ojcze, dobrze Cię słyszeć. W wiosce
kończą mi się zapasy ziół, więc w przyszłym miesiącu pewnie zawitam do Gildii.
~ Dobrze wiedzieć. Stęskniłem się już
za Tobą, synu.
~ Ja za Tobą też. A co u naszej małej
Sonei?
~ Chyba dobrze. Ostatnio… rzadko się
widujemy.
~ No tak. Dobrze, porozmawiamy kiedy
przybędę, bo muszę już iść.
~ Ja w zasadzie też powinienem. Sam
rozumiesz… Nowicjusze.
Gdy głos
umilkł, na twarzy Rothena pojawił się cień uśmiechu. O dziwo niewymuszonego. Pokiwał
lekko głową, wchodząc do sali, w której zaraz ucichły wszelkie rozmowy.
***
Lorlen kątem
oka spojrzał na widniejący na jego palcu, skrzący pąsowym kolorem kamień.
Pierścień był prezentem od Akkarina, którego nie mógłby nie przyjąć. Nawet nie
słuchał jego sprzeciwów, gdy mówił, że go nie chce. Przy jego pomocy mógł
widzieć wszystko w otoczeniu Administratora, jak również odczytywać jego myśli.
Nie było to dla niego zbyt komfortowe, dlatego niezwykle rzadko przywdziewał go
na palec. Akkarinie, dlaczego mi to
robisz? Zadał sobie pytanie, uświadamiając sobie, że nie zna na nie
odpowiedzi. Od pierwszego dnia na Uniwersytecie trzymał się z owym mężczyzną,
który obecnie zajmował najwyższe stanowisko w Gildii. Ale czy po tym, co się o
nim dowiedział, mógł nadal nazywać go swoim druhem? Niegdyś powierzyłby w jego
ręce własne życie, a teraz? Teraz rządziły nim rozterki.
Wszedł do
sali wieczornej, w której jak co czwarty dzień tygodnia zbierali się magowie. Z
reguły przychodzili tutaj by poplotkować, a także dowiedzieć się czegoś, w
interesujących ich sprawach. Ostatnio nie miał ochoty na tego typu rozmowy, ale
Wielki Mistrz nie pozostawiał mu wyboru. Oczekiwał, że dowie się przez niego
czegoś istotnego o swojej Nowicjuszce. A pewnie szczególnie o tym, czy aby
nikomu o jego sekrecie nie powiedziała. Wytężył zmysły, próbując uchwycić
jakąkolwiek rozmowę, dotyczącą właśnie tej dziewczyny. Przeczesywał wzrokiem
zgromadzonych w pomieszczeniu, na dłużej zatrzymując go na starszym mężczyźnie.
Rothen. Wyglądał na strasznie
wyniszczonego, jakby kilkanaście nocy z rzędu miał nieprzespanych. Lorlen
myślał, że Alchemik pogodził się już z nową sytuacją. Z drugiej strony jednak,
jak niby miał to zrobić? Przecież on również nie mógł przełknąć zdrady, jakiej
Akkarin się dopuścił. Nagle zrobiło się jakieś poruszenie pomiędzy Magami, a
spojrzenia wszystkich padły na drzwi, przez które wchodził odziany w czarną
szatę, Wielki Mistrz Gildii. Cóż za
ironia. Czarna szata – czarna magia. Prychnął w myślach oburzony, zupełnie
zapominając o jednym, bardzo istotnym fakcie. On go słuchał. Kiedy
Administrator ujrzał wpatrzone w niego obsydianowe oczy Akkarina, poczuł jak
przeszywa go zimny dreszcz. Wiał od niego chłód. Ten, którego tak się zawsze
obawiał.
Wielki mistrz
ruszył w stronę swego przyjaciela, niedługo potem siadając na krześle obok
niego. Zaraz też pojawił się tutaj Arcymistrz Alchemików wraz z Arcymistrzynią
Uzdrowicieli.
- Dobry
wieczór, Wielki Mistrzu, Administratorze. – Powiedzieli oboje z szacunkiem, na
co wymienieni skinęli głowami. Kobieta w średnim wieku zdawała się być czymś
podenerwowana, aczkolwiek w chwili obecnej to swojemu koledze dała mówić.
- Sonea
spóźniła się dzisiaj na moje zajęcia, chociaż wiedziała, że będzie na nich
egzamin – zaczął rozmowę Sarrin, zwracając głowę ku Akkarinowi. Ten jedynie
ściągnął brwi, nic nie odpowiadając. – Nie wiem co się ostatnio z tą dziewczyną
dzieje. Wiem, że jest Twoją podopieczną, ale nie będę znosił jej ciągłego
spóźniania i zdekoncentrowania. To byłoby wielce niesprawiedliwe w stosunku do
innych Nowicjuszy.
- Wielki
Mistrzu, może powinnam ją przebadać? Ostatnio kilka razy zasnęła na moich
zajęciach. Przymknęłabym na to oko, gdyby nie fakt, że dwa razy zdarzyło się
jej to asystowaniu, przy zabiegu. To
niedopuszczalne. – Wtrąciła się Vinara ze swoimi spostrzeżeniami, rzucając
jakby oskarżycielskie spojrzenie ubranej na czarno postaci. Doskonale zdawała
sobie sprawę z tego, co jest przyczyną niesubordynacji Sonei. – Powinieneś
zwolnić ją z wieczornych zajęć. Zbytnio ją wykańczają.
~ Nie powiedziałeś mi, że dzisiaj
przyjdziesz.
Wysłał
Lorlen, ale odpowiedziała mu jedynie cisza. Pochwycił jednak delikatny uśmiech
Akkarina skierowany w jego stronę, nim na powrót zwrócił się ku swoim
rozmówcom. Administrator wolał być na razie biernym słuchaczem.
- Też
ostatnio zaobserwowałem zmiany w jej zachowaniu. Chyba faktycznie zbyt wiele
ostatnimi czasy od niej się wymagało. W tym semestrze wieczory będzie miała już
wolne, a do przerwanych zajęć powróci w kolejnym. – Odpowiedział nieco
szorstko, ale każdy już przyzwyczaił się do tej oschłej wyniosłości Wielkiego
Mistrza. Vinara kiwnęła głową na pożegnanie i odeszła. Za jej przykładem
poszedł również Sarrin. Lorlen został teraz już z Akkarinem sam.
- Jakieś nowe
wieści od kapitana Barrana? - zapytał
cicho Akkarin, przenosząc wzrok z odchodzącym magów, na siedzącego przy nim,
Lorlena. Wyraz jego twarzy złagodniał nieco i zaczął po niej błądzić nawet cień
uśmiechu.
- Nie, na
razie żadne nowe morderstwa nie miały miejsca – odparł, przez chwilę
przyglądając się brunetowi. W końcu jednak odwrócił się odrobinę, jakby
speszony tym jego przeszywającym spojrzeniem. – Dobrze zrobiłeś, zwalniając
Soneę z zajęć. Ostatnio naprawdę okropnie wyglądała. Wszyscy zastanawiali się
nawet, dlaczego jej mentor nie interweniuje w tej sprawie.
- Wiem o tym.
Nie jestem jednak pewien czy rozwiąże to problem ciągłego przemęczenia Sonei.
Pewnie i tak będzie z rezydencji wychodziła skoro świt, a przychodziła w nocy…
- zamyślił się, a jego twarz sposępniała. – Irytuje mnie jej zachowanie.
Nie dziwie się jej. Też chciałbym
spędzać tam jak najmniej czasu.
Znowu się zapomniał. Akkarin patrzył na niego rozgniewanym spojrzeniem.
Podniósł się z miejsca i skinął mu głową od niechcenia.
- Dobranoc,
Lorlenie. Mam jeszcze do załatwienia pilną sprawę. Nie myśl za wiele – rzucił
jeszcze na odchodne oziębłym tonem, po czym oddalił się, odprowadzany aż do wyjścia
przez spojrzenia innych magów.
***
Drzwi
rezydencji stanęły otworem jak zwykle, gdy tylko Sonea dotknęła klamki. Po
wejściu do środka poczuła ulgę, gdy Takan oznajmił jej, że jego pana na kolacji
dzisiaj nie będzie. Przyzwyczaiła się już do jadania w obecności Wielkiego
Mistrza, ale jakoś zawsze miała większy apetyt, gdy nie było go w pobliżu.
Oczywiście przygotowany przez sługę Akkarina, posiłek jak zawsze był
wyśmienity. Nowicjuszka z pełnym już brzuchem ruszyła w stronę schodów, kiedy
to zatrzymał ją głos mężczyzny.
- Pani. Pan
kazał Ci to przekazać, chociaż chciał dać Ci to osobiście – powiedział,
podchodząc do nieco zaskoczonej dziewczyny, której wzrok wbity był w zeszyt,
trzymany w jego dłoniach. Przejęła go i przyjrzała mu się nieco uważniej. Był
to dziennik Mistrza Correna, projektanta większości gmachów Gildii. –
Powiedział też, że dziennik ten jest niezwykle wartościowy. Co za tym idzie,
nikt prócz Pani nie powinien dowiedzieć się o jego istnieniu. Nawet służąca. –
Skończył swój monolog, pozostawiając Soneę samą ze swoimi myślami.
Młoda
dziewczyna od razu udała się do swojego pokoju, na piętrze. Zamierzała wziąć
się za lekturę dziennika, będąc ciekawą, jaki był ów mag z dawnych czasów. Był
on ulubieńcem jej obecnego nauczyciela architektury, Mistrza Larkina. Dałby pewnie fortunę za tą książeczkę.
Pomyślała z uśmiechem, ale zaraz spochmurniała. Tylko skąd Akkarin wiedział, że niedawno miałam zajęcia o architekturze?
Nie zastanawiała się jednak nad odpowiedzią, czując że czeka ją kolejna,
nieprzespana noc.
W nocy
obudził ją jakiś ruch, ale początkowo w żaden sposób na to nie zareagowała. W
końcu jednak uchyliła leniwie jedną z powiek, a to co ujrzała, przyprawiło ją o
trwogę. Ciemna postać stała w drzwiach i intensywnie się w nią wpatrywała. Niemożliwe, żeby to był… On. Zacisnęła
mocno oczy, starając się zasnąć z nadzieją, że to się jej jedynie przyśniło.
A więc to mój pierwszy post, na nowym blogu. Nadal nie ogarniam bloggera, ale chyba to aż takie ważne nie jest? ^^ Chociaż... jest mi głupio i niedługo się poduczę : < Do wymyślania tytułów poszczególnych rozdziałów również nie mam głowy, wybaczcie xD