czwartek, 28 czerwca 2012

Rozdział pierwszy


Poranne promienie słoneczne padały na plecy pewnej nowicjuszki, kierującej się ścieżką w stronę uniwersyteckiego gmachu. Sonea zawsze wstawała o bardzo wczesnej porze, ale ostatnio przechodziła samą siebie. Do rezydencji wracała późnym wieczorem, opuszczając ją świtem, dnia następnego. Szybkim krokiem przemierzała ścieżkę, przyciskając do piersi swój kuferek z przedmiotami potrzebnymi do zajęć. Mimo że do lekcji zostały jeszcze dwie godziny, obiecała Mistrzyni Tya, iż pomoże jej w rozpakowaniu nowej dostawy ksiąg. Bardzo lubiła przebywać w towarzystwie bibliotekarki i najwyraźniej było to uczucie odwzajemnione. Potrafiła przesiadywać z nią całymi godzinami, zupełnie się w tym zatracając i zapominając o otaczającym ją świecie. Kobieta ceniła sobie pomoc Sonei, tym bardziej, że była ona podopieczną Wielkiego Mistrza. Najwyraźniej Jullen nie był zadowolony z ciągłej obecności dziewczyny w Bibliotece Magów, ale prawdopodobnie niechęć ta spowodowana była zazdrością.
Weszła do budynku i opuściła tarczę ochronną, którą nałożyła w drodze. Nie obawiała się jednak szyderstw ze strony Regina i jego popleczników. Nie po tym, jak poniżyła go przed niemalże całą Gildią podczas walki. Niemniej jednak robiła to czysto instynktownie. Mistrz Yikmo byłby z niej dumny. W końcu przekroczyła próg biblioteki, zwracając tym samym na siebie uwagę przebywającej tam kobiety. Uśmiechnęła się na widok Nowicjuszki.
- Myślałam, że już nie przyjdziesz. – Powiedziała ciepłym głosem, spoglądając przyjaźnie na wyraźnie zmęczoną Soneę. Sine cienie pod jej oczami również o niczym dobrym nie świadczyły. – Jesteś wykończona.
- Przepraszam, Mistrzyni. – Odpowiedziała pośpiesznie, uprzednio kłaniając się Tya. Westchnęła cicho pod nosem, szukając dobrej wymówki na swoje spóźnienie. Niby przychodziła tutaj z własnej woli, ale dziewczyna była osobą honorową i zawsze danego słowa dotrzymywała. Z tego też powodu, nie lubiła się spóźniać. – Wczoraj do późnej nocy uczyłam się na egzamin z alchemii. Dzisiaj natomiast nie mogłam przez to wstać. – Usprawiedliwiła się, odkładając kuferek z przedmiotami na stolik obok. Zaraz też, żeby nie tracić czasu, zabrała się za wypakowywanie ksiąg i układanie ich na regałach.
Nadal jednak czuła na sobie uważny wzrok kobiety. Przerwała więc na moment swoją pracę i posłała jej nieco zdziwione spojrzenie.
- Masz szczęście, będąc nowicjuszką Wielkiego Mistrza. Jak mniemam jest to jednak dla Ciebie duża odpowiedzialność, skoro wszyscy wymagają byś miała jak najlepsze oceny. Na pewno nie jest Ci łatwo, a to są tego dowody – Tya mówiła wolno, dokładnie wymawiając każde słowo. Na koniec wskazała na podkrążone oczy Sonei, a twarz Mistrzyni przybrała zatroskany wyraz. – Mistrz Sarrin daje Ci pewnie nieźle w kość, ale to nie powód, by zarywać noc. – Ciągnęła dalej swój monolog i mimo że dziewczyna nie chciała już tego słuchać, nieuprzejmym byłoby jej przerywać. – Domyślam się, że słyszysz to pewnie codziennie i nie jesteś z tego zadowolona. Ale my się po prostu martwimy, Soneo.
Znowu to samo, przeszło brunetce przez myśl i z dezaprobatą pokiwała głową. Całe szczęście Tya tego nie zauważyła, bo w przeciwnym razie byłoby to wielce nieuprzejme ze strony młodej dziewczyny. Do Magów powinna się odnosić z szacunkiem. Obie powróciły teraz do układania coraz to nowych woluminów. W całkowitej ciszy. I tak, na spokojnej pracy minęły dwie godziny. Gdy nadszedł czas aby Sonea poszła na zajęcia, pożegnała się z Tya i opuściła bibliotekę. Do uszu jej doszedł odgłos gongu, oznajmiający rozpoczęcie zajęć, toteż musiała się pośpieszyć.

***

Rothen siedział w swoim apartamencie, w spokoju popijając sumi. Pomimo że niebawem zaczną się zajęcia, jemu nie chciało się podnieść z fotela. Ciekawe co u Sonei. Słyszałem, że przez wieczorne zajęcia jest kompletnie wykończona i przysypia na lekcjach. Przeszło mu przez myśl i zaraz westchnął smutno pod nosem. Naprawdę martwił się o swoją byłą podopieczną, która musiała przebywać pod jednym dachem z tym potworem. O tak, nie miał już szacunku do Wielkiego Mistrza, odkąd dowiedział się, że praktykuje czarną magię. Może i byłby w stanie przymknąć na to oko, ale wzięcie Sonei jako zakładnika, wszystko przesądziło. W końcu jednak wstał i ruszył ku drzwiom, mijając się w nich z Tanią. Wysilił się przy tym na blady uśmiech. Nie chciał, by i ona miała powody do trosk.
Odziany w fiolet mag kroczył z wolna uniwersyteckim korytarzem, co rusz kiwając głową, w ramach powitania innych jemu podobnych. Było już kilka minut po gongu, ale nowicjusze zapewne nie będą mieli mu za złe, jeśli odrobinę się spóźni. W pewnej chwili ujrzał pewną, dobrze znaną mu postać.
Dziewczyna, przybrana w brązową szatę pośpiesznym krokiem przeciskała się pomiędzy studentami, z przyciśniętym do piersi kuferkiem. Na jej rękawie widniał inkal Wielkiego Mistrza. Sonea. Widok ten przypomniał mężczyźnie o stracie swojej nowicjuszki i przyprawiło go to o przygnębienie. Nie zauważył nawet, kiedy stanął przy ścianie i zaczął przyglądać się Sonei niemalże wbiegającej do sali lekcyjnej. Powinienem coś zrobić, żeby w końcu uwolnić ją od Akkarina. Pomyślał, ale w tym samym momencie uświadomił sobie coś bardzo ważnego. Przecież nie mogę nic zrobić. Jeśli komukolwiek bym powiedział o tych okropnych praktykach Wielkiego Mistrza, mógłby skrzywdzić Soneę. Jęknął bezgłośnie i ponownie zaczął kierować w dobrze sobie znanym kierunku, kiedy coś go zatrzymało.

~ Rothen!
~ Dorrien?
~ Ojcze, dobrze Cię słyszeć. W wiosce kończą mi się zapasy ziół, więc w przyszłym miesiącu pewnie zawitam do Gildii.
~ Dobrze wiedzieć. Stęskniłem się już za Tobą, synu.
~ Ja za Tobą też. A co u naszej małej Sonei?
~ Chyba dobrze. Ostatnio… rzadko się widujemy.
~ No tak. Dobrze, porozmawiamy kiedy przybędę, bo muszę już iść.
~ Ja w zasadzie też powinienem. Sam rozumiesz… Nowicjusze.
Gdy głos umilkł, na twarzy Rothena pojawił się cień uśmiechu. O dziwo niewymuszonego. Pokiwał lekko głową, wchodząc do sali, w której zaraz ucichły wszelkie rozmowy. 

***

Lorlen kątem oka spojrzał na widniejący na jego palcu, skrzący pąsowym kolorem kamień. Pierścień był prezentem od Akkarina, którego nie mógłby nie przyjąć. Nawet nie słuchał jego sprzeciwów, gdy mówił, że go nie chce. Przy jego pomocy mógł widzieć wszystko w otoczeniu Administratora, jak również odczytywać jego myśli. Nie było to dla niego zbyt komfortowe, dlatego niezwykle rzadko przywdziewał go na palec. Akkarinie, dlaczego mi to robisz? Zadał sobie pytanie, uświadamiając sobie, że nie zna na nie odpowiedzi. Od pierwszego dnia na Uniwersytecie trzymał się z owym mężczyzną, który obecnie zajmował najwyższe stanowisko w Gildii. Ale czy po tym, co się o nim dowiedział, mógł nadal nazywać go swoim druhem?  Niegdyś powierzyłby w jego ręce własne życie, a teraz? Teraz rządziły nim rozterki.

Wszedł do sali wieczornej, w której jak co czwarty dzień tygodnia zbierali się magowie. Z reguły przychodzili tutaj by poplotkować, a także dowiedzieć się czegoś, w interesujących ich sprawach. Ostatnio nie miał ochoty na tego typu rozmowy, ale Wielki Mistrz nie pozostawiał mu wyboru. Oczekiwał, że dowie się przez niego czegoś istotnego o swojej Nowicjuszce. A pewnie szczególnie o tym, czy aby nikomu o jego sekrecie nie powiedziała. Wytężył zmysły, próbując uchwycić jakąkolwiek rozmowę, dotyczącą właśnie tej dziewczyny. Przeczesywał wzrokiem zgromadzonych w pomieszczeniu, na dłużej zatrzymując go na starszym mężczyźnie. Rothen. Wyglądał na strasznie wyniszczonego, jakby kilkanaście nocy z rzędu miał nieprzespanych. Lorlen myślał, że Alchemik pogodził się już z nową sytuacją. Z drugiej strony jednak, jak niby miał to zrobić? Przecież on również nie mógł przełknąć zdrady, jakiej Akkarin się dopuścił. Nagle zrobiło się jakieś poruszenie pomiędzy Magami, a spojrzenia wszystkich padły na drzwi, przez które wchodził odziany w czarną szatę, Wielki Mistrz Gildii. Cóż za ironia. Czarna szata – czarna magia. Prychnął w myślach oburzony, zupełnie zapominając o jednym, bardzo istotnym fakcie. On go słuchał. Kiedy Administrator ujrzał wpatrzone w niego obsydianowe oczy Akkarina, poczuł jak przeszywa go zimny dreszcz. Wiał od niego chłód. Ten, którego tak się zawsze obawiał.

Wielki mistrz ruszył w stronę swego przyjaciela, niedługo potem siadając na krześle obok niego. Zaraz też pojawił się tutaj Arcymistrz Alchemików wraz z Arcymistrzynią Uzdrowicieli.
- Dobry wieczór, Wielki Mistrzu, Administratorze. – Powiedzieli oboje z szacunkiem, na co wymienieni skinęli głowami. Kobieta w średnim wieku zdawała się być czymś podenerwowana, aczkolwiek w chwili obecnej to swojemu koledze dała mówić.
- Sonea spóźniła się dzisiaj na moje zajęcia, chociaż wiedziała, że będzie na nich egzamin – zaczął rozmowę Sarrin, zwracając głowę ku Akkarinowi. Ten jedynie ściągnął brwi, nic nie odpowiadając. – Nie wiem co się ostatnio z tą dziewczyną dzieje. Wiem, że jest Twoją podopieczną, ale nie będę znosił jej ciągłego spóźniania i zdekoncentrowania. To byłoby wielce niesprawiedliwe w stosunku do innych Nowicjuszy.
- Wielki Mistrzu, może powinnam ją przebadać? Ostatnio kilka razy zasnęła na moich zajęciach. Przymknęłabym na to oko, gdyby nie fakt, że dwa razy zdarzyło się jej to  asystowaniu, przy zabiegu. To niedopuszczalne. – Wtrąciła się Vinara ze swoimi spostrzeżeniami, rzucając jakby oskarżycielskie spojrzenie ubranej na czarno postaci. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, co jest przyczyną niesubordynacji Sonei. – Powinieneś zwolnić ją z wieczornych zajęć. Zbytnio ją wykańczają.
~ Nie powiedziałeś mi, że dzisiaj przyjdziesz.
Wysłał Lorlen, ale odpowiedziała mu jedynie cisza. Pochwycił jednak delikatny uśmiech Akkarina skierowany w jego stronę, nim na powrót zwrócił się ku swoim rozmówcom. Administrator wolał być na razie biernym słuchaczem.
- Też ostatnio zaobserwowałem zmiany w jej zachowaniu. Chyba faktycznie zbyt wiele ostatnimi czasy od niej się wymagało. W tym semestrze wieczory będzie miała już wolne, a do przerwanych zajęć powróci w kolejnym. – Odpowiedział nieco szorstko, ale każdy już przyzwyczaił się do tej oschłej wyniosłości Wielkiego Mistrza. Vinara kiwnęła głową na pożegnanie i odeszła. Za jej przykładem poszedł również Sarrin. Lorlen został teraz już z Akkarinem sam.

- Jakieś nowe wieści od kapitana Barrana?  - zapytał cicho Akkarin, przenosząc wzrok z odchodzącym magów, na siedzącego przy nim, Lorlena. Wyraz jego twarzy złagodniał nieco i zaczął po niej błądzić nawet cień uśmiechu.
- Nie, na razie żadne nowe morderstwa nie miały miejsca – odparł, przez chwilę przyglądając się brunetowi. W końcu jednak odwrócił się odrobinę, jakby speszony tym jego przeszywającym spojrzeniem. – Dobrze zrobiłeś, zwalniając Soneę z zajęć. Ostatnio naprawdę okropnie wyglądała. Wszyscy zastanawiali się nawet, dlaczego jej mentor nie interweniuje w tej sprawie.
- Wiem o tym. Nie jestem jednak pewien czy rozwiąże to problem ciągłego przemęczenia Sonei. Pewnie i tak będzie z rezydencji wychodziła skoro świt, a przychodziła w nocy… - zamyślił się, a jego twarz sposępniała. – Irytuje mnie jej zachowanie.
Nie dziwie się jej. Też chciałbym spędzać tam jak najmniej czasu. Znowu się zapomniał. Akkarin patrzył na niego rozgniewanym spojrzeniem. Podniósł się z miejsca i skinął mu głową od niechcenia.
- Dobranoc, Lorlenie. Mam jeszcze do załatwienia pilną sprawę. Nie myśl za wiele – rzucił jeszcze na odchodne oziębłym tonem, po czym oddalił się, odprowadzany aż do wyjścia przez spojrzenia innych magów.

***

Drzwi rezydencji stanęły otworem jak zwykle, gdy tylko Sonea dotknęła klamki. Po wejściu do środka poczuła ulgę, gdy Takan oznajmił jej, że jego pana na kolacji dzisiaj nie będzie. Przyzwyczaiła się już do jadania w obecności Wielkiego Mistrza, ale jakoś zawsze miała większy apetyt, gdy nie było go w pobliżu. Oczywiście przygotowany przez sługę Akkarina, posiłek jak zawsze był wyśmienity. Nowicjuszka z pełnym już brzuchem ruszyła w stronę schodów, kiedy to zatrzymał ją głos mężczyzny.
- Pani. Pan kazał Ci to przekazać, chociaż chciał dać Ci to osobiście – powiedział, podchodząc do nieco zaskoczonej dziewczyny, której wzrok wbity był w zeszyt, trzymany w jego dłoniach. Przejęła go i przyjrzała mu się nieco uważniej. Był to dziennik Mistrza Correna, projektanta większości gmachów Gildii. – Powiedział też, że dziennik ten jest niezwykle wartościowy. Co za tym idzie, nikt prócz Pani nie powinien dowiedzieć się o jego istnieniu. Nawet służąca. – Skończył swój monolog, pozostawiając Soneę samą ze swoimi myślami.
Młoda dziewczyna od razu udała się do swojego pokoju, na piętrze. Zamierzała wziąć się za lekturę dziennika, będąc ciekawą, jaki był ów mag z dawnych czasów. Był on ulubieńcem jej obecnego nauczyciela architektury, Mistrza Larkina. Dałby pewnie fortunę za tą książeczkę. Pomyślała z uśmiechem, ale zaraz spochmurniała. Tylko skąd Akkarin wiedział, że niedawno miałam zajęcia o architekturze? Nie zastanawiała się jednak nad odpowiedzią, czując że czeka ją kolejna, nieprzespana noc.

W nocy obudził ją jakiś ruch, ale początkowo w żaden sposób na to nie zareagowała. W końcu jednak uchyliła leniwie jedną z powiek, a to co ujrzała, przyprawiło ją o trwogę. Ciemna postać stała w drzwiach i intensywnie się w nią wpatrywała. Niemożliwe, żeby to był… On. Zacisnęła mocno oczy, starając się zasnąć z nadzieją, że to się jej jedynie przyśniło. 


A więc to mój pierwszy post, na nowym blogu. Nadal nie ogarniam bloggera, ale chyba to aż takie ważne nie jest? ^^ Chociaż... jest mi głupio i niedługo się poduczę : < Do wymyślania tytułów poszczególnych rozdziałów również nie mam głowy, wybaczcie xD

2 komentarze:

  1. Witam :)

    Rozdział bardzo mi się podobał. Nie mogę się doczekać kolejnej notki. Wybacz, że tak krótko, ale muszę już uciekać.
    Informuj mnie o nowych notkach:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Super :)
    Prawie identycznie jak w książce :)
    Jestem pewna że zaskoczysz nas dalszym ciągiem :D

    OdpowiedzUsuń